Kategorie wpisów
Kilka dni temu natknąłem się na kolejny już post na fb krytykujący zasadność robienia sprawdzianów i oceniania. Egzaminy, klasówki, sprawdziany, kartkówki – są przecież tak nielubiane przez dzieci. Ale nie tylko. Coraz częściej pojawiają się głosy osób związanych z edukacją, że trzeba je zlikwidować, nie stawiać ocen. Wydaje mi się, że problem nie jest w sprawdzianach i ocenianiu dzieci, ale w osadzeniu procesu edukacyjnego w nieodpowiednich warunkach, nie zaspokajających w dostatecznym stopniu indywidualnych potrzeb wszystkich uczniów. Zaraz, ale czy tak się wogóle da?
Lubię egzaminować. Daje mi to wiele radości, kiedy mogę obserwować, jak dzieci wzrastają w umiejętnościach, a potem pokazują, co potrafią. Uwielbiam obserwować ich radość, gdy dowiadują się, że egzmain został zdany. Lubię też patrzeć, jak dzieci oswajają się z porażkami, jak uczą się je przeżywać i podnosić po niepowodzeniu, jak próbują dalej, nie poddają się. To daje im moc. Oczywiście jest mi smutno, gdy nie mogę wręczyć certyfikatu, bo wynik jest za słaby. Ale wiem, że za miesiąc lub dwa będzie to możliwe. Dobrze rozumiem emocje, które obecne są w sercach dzieci doświadczających porażek, bo mi też zdarzyło się nie zdać kilku egzaminów za pierwszym podejściem.
Na zajęciach Akademii Sorobanu dzieci chcą zdawać egzaminy, chcą sprawdzić swoje umiejętności. Czym zatem perspektywa, w jakiej oceniamy i przeprowadzamy egzaminy różni się od tej szkolnej? Tu my – nauczyciele, i dzieci mamy komfort, bo nie gonią nas żadne terminy. Dzieci uczą się w swoim tempie i przystępują do egzaminu, gdy uznają, że już czas się sprawdzić. To jest zawsze ich decyzja, a nie decyzja nauczyciela. Ta perspektywa jest wyjątkowa, bo zdejmuje z osób zaangażowanych w edukację presję gonitwy za czymkolwiek. Nauczyciel nie musi więc zdążyć nauczyć dzieci np. tabliczki mnożenia do 12 grudnia, a do 13 marca dzielenia sposobem pisemnym albo obliczania pól figur, bo trzeba iść dalej z materiałem. Tu żaden etap nauki nie jest osadzony w ramach czasowych. Tej perspektywy brakuje w szkole publicznej. Nauczyciel wyznacza termin sprawdzianu i każde dziecko musi się przygotować. Tyle mówi teoria. Praktyka pokazuje zupełnie co innego. Dzieci mają różny potencjał poznawczy i różnie angażują się w naukę. Nie jest możliwe, aby wszyscy dobrze przygotowali się na wyznaczony termin. Rodzi to potem wiele problemów w nauce i jest źródłem frustracji i leków przed matematyką. Od razu w takich sytuacjach pojawiają się okazje do kombinowania czy lawirowania między szkolnymi przepisami, aby jakoś przetrwać.
Perspektywa nauki metodą Ishido-Shiki jest wyjątkowa. Nie ma żadnych dat, żadnych terminów. Są tylko umiejętności, które dziecko musi opanować na danym poziomie i biegłość w liczeniu, którą musi osiągnąć. Reszta zależy od dziecka, a więc i czas nauki. A egzamin to ważny element tej edukacji. Pozwala dostrzec dziecku zmianę i proces, który przeszło dzięki swojemu zaangażowaniu.
Opisane wyżej podejście do nabywania umiejętności i wagę egzaminów poruszam w książce „Jak pokochałem liczby?” A perspektywę nauki z prawdziwą indywidualizacją nauczania opisuje w ostatnim rozdziale tej książki Agnieszka Olszewska. Czy taka perspektywa pojawi się kiedyś w szkole publicznej w polskim systemie edukacji? Tego bym chciał… Warto czerpać wzorce od tych, którzy z sukcesami wdrażają przetestowane i sprawdzone zasady nauczania. Prof. Wacław Zawadowski napisał kiedyś, że „Nic tak nie rozwija naszej profesji [nauczycieli], jak możliwość zobaczenia, jak działają inne szkoły i inne systemy edukacji „. A program edukacyjny Ishido-Shiki daje możliwość prawdziwej indywidualizacji nauczania w grupie. I to jest jedna z jego mocnych stron.
—
Karol Sieńkowski